Słońce w sobotę źle wróży… Mówię Wam! Kot sobie myśli, że w ciepłą wrześniową sobotę poleży na kanapie, poje odpowiednią ilość chrupek, bo człowieki stale pod ręką, a tu masz kocie placek!
Okazało się, że słoneczna sobota sprzyja też spacerom… Ubrali nas w szelki, całe szczęście, że chociaż nie trafiły mi się różowe i wywieżli jakiś kilometr od domu do parku. Co to do jasnej chrupy jest park?! Po co to komu?! Ja trawę moi państwo mam w domu. Do tego powiem Wam, że o wiele smaczniejszą, bo nikt po niej nie chodzi :P
No ale cóż począć, wywieźli, to trza było stawić czoło przygodzie! W ogóle się nie bałem! No weźcie, ja miałbym się bać? Może Marcelka się bała, ale nie ja! Do Grzesia się tuliłem, bo naszło mnie tak na pieszczoty. Nawet do Marcelki mi się potulić zachciało. Niech czasem siostra też zazna mojej miłości. Ja twardo realizowałem plan: PRZECZEKAĆ. Człowieki też koty i jeść im się w końcu zachce i wrócimy do domu :>
Były też plusy wyprawy. Zobaczyłem ze dwa psy, 4 obce człowieki, stokrotki, liście, słabą trawę i słyszałem ptaki i samochody :P
Po jakiejś niespełna godzinie – tak myślę, że to była godzina, bo jeszcze mnie kuweta nie wołała :P zapakowali nas do auta i wróciliśmy do domu… O! I wiecie, dlaczego jeszcze nie polecam spacerów? Bo potem trzeba całą chatę obejść i sprawdzić, czy wszystko w porządku, bo kota nie ma to wiecie, myszy harcują!
Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, jak mówi stare kocie przysłowie :P
Ta mina to nie smutek i strach! To zaduma nad piękną przyrodą, która równie pięknie wygląda oglądana z balkonu :P
Rząd baranków :P
O niebiosa.. Niech już jedziemy do domuuuuu :P
No odpalaj już brykę!
Home sweet home :)