Dostaliśmy do testowania od firmy Catlando lwa. Dobrze, że nie żywy on, bo przecież by nam wszystko zjadł, może i nas też. Dostaliśmy lwa o wiele lepszego, bo z kartonu! Mało tego lew z kartonu był w kartonie :D

Specjalnie dla Was relacja z rozpakowywnia lwa i pierwszych testów. Oczywiście beze mnie nie poradziliby sobie człowieki ze składaniem tegóż, więc jeśli myślicie o takiej kartonowej kryjówce, to musicie mieć na pokładzie mądrego kota, albo dwa ;)

Marcelka, to tylko wypatrywała instrukcji. Taki z niej inżynier ;)

Ja testowałem też opakowanie, bo gwarantuje bezpieczną przesyłkę i poślizg na podłodze :P

Ja te kółka tak strasznie chciałem, że…!

…nie zauważyłem, że mi cycki widać :P

Domek gotowy, ale Marcelka nie ma prawa pierwsza testować, musi czekać :P

Pierwszym testerem muszę być zawsze ja :P

Bałem się, czy się zmieszczę, ale jeszcze mam zapas :P

Nos Marceli potwierdza, że kleju nie potrzeba ;)

W sumie wszyscy zadowoleni, Marcela ma karton, ja mam lwa ;)

Tak się mi trochu zdaje, że z góry patrząc, to mam nawet rakietę :D

Pozwoliłem…

…ale nie na długo :D

Zmęczenie materiału ;)

Marcela dopadła lwa późnym wieczorem, no niech ma ;)

Po ponad miesiącu używania, lew ma się świetnie. Czasem zaistnieją pewne spory, co do jego użytkowania – sami zobaczcie TUTAJ, ale dajemy radę. No a jak nam przestawią lwa w inne miejsce chaty, to jest jak nowy nawet i na nowo trzeba go testować :D Nasze człowieki polecają przestawianie kocich rzeczy, nie wiem o co im chodzi, ale w sumie fajne to :P